[MiK] Parę myśli po zajęciach z ostatniego tygodnia (cz. I)

Parę myśli po zajęciach z ostatniego tygodnia.

* W ćwiczeniach wykonywanych w parach (zwłaszcza opowiadanie historii i prowadzenie ślepca) brakowało mi, może paradoksalnie, pewnego odczucia *obojętności* osoby współdziającej wobec mnie. To znaczy poczucia, że druga osoba nie działa "dla mnie" czy nawet "wobec mnie", ale jest jak siła przyrody, która po prostu ma swój odrębny flow. Mogę mu się poddać lub przeciwstawiać, ale nie jest on u swego źródła kształtowany przeze mnie. Czy też: jesteśmy jak dwaj wojownicy, z których każdy włada własną sztuką walki, szanujemy się wzajmnie, ale nie staramy się ze sobą rywalizować ani współpracować, dostrzegamy się z odległości. Nasze opowieści czy działania fizyczne tworzą dwie linie, które biegną obok siebie, czasem się splatają, czasem rozchodzą, ale nie muszą się wzajemnie podtrzymywać.

Zetknięcie z tego rodzaju siłą daje mi swoiste poczucie mocy i bezpieczeństwa - jeśli partner jest silny i podąża za własnym strumieniem, to nie spoczywa na mnie odpowiedzialność za podtrzymanie flow, nie muszę martwić się, że błąd w moim działaniu spowoduje rozlecenie się całości, i to pozwala uwolnić się od świadomej troski o jakość działania.

* Jakoś niedokończone w moim odczuciu (aczkolwiek nie jestem pewien, jaki w zasadzie powinno ono mieć ciąg dalszy) było wtorkowe ćwiczenie z "jestem". W "idealnej" sytuacji każdy fragment mojego działania, ruch, słowo, jest taką stopklatką z pieczątką "Jestem" w rogu, ma moją pełną obecność. W praktyce łatwiej jest mi osiągnąć tę jakość przez działanie dynamiczne, klarowne, jak cięcie szablą, niż przez coś powolnego, rozwijającego się stopniowo.

Dlatego też w opowiadaniu historii w parach za dużo (u mnie, ale wydaje mi się, że u większości osób) było jakości "szukania", sennego błądzenia zamiast znajdowania od razu. Wyobrażam sobie to znajdowanie jako stan, w którym mam w głowie wyraźny obraz, odczucie, stan i natychmiast przelewam go na słowa, nic nie wyłania się stopniowo z mgły, jest rzucone gotowe, jakby istniało od zawsze. Być może obraz za chwilę się zmienia i słowa za nim podążają, ale ten strumień pozostaje zawsze kontrastowy, nasycony, wyraźny, mający ostre krawędzie.

Silnym narzędziem spełniającym tę funkcję "znajdowania od razu" wydaje mi się użycie w trakcie działania oderwanego, nagłego słowa czy gestu od czapy - czegoś, co może być zupełnie "bez sensu" w kontekście całości, ale pojawia się jako coś już dokonanego, z czym nie można polemizować czy wycofać się.

Jest to miecz obosieczny - silny gest wymaga silnej odpowiedzi, inaczej energia jakby "wsiąka w piach". Przypomina mi to sytuację z "akwarium" z właśnie trwających warsztatów impro wolnej dla SzurSure, których fragmenty miałem okazję obserwować jako fotograf. Był tam taki moment, że w akwarium panował w moim odczuciu bajzel, jakaś chaotyczna energia, w którymś momencie Piotr splunął do środka przestrzeni, na co nikt w sposób wyraźny nie zareagował, nie zaprotestował przeciwko temu gestowi ani go nie wzmocnił idąc jeszcze dalej. Miałem poczucie, że przez to, przez taką niejasność "czy powinienem na to zareagować, czy nie" bieżący poziom flow spadł zamiast wzrosnąć.

* Nie mam ciągle dobrej recepty na wychodzenie ze stanu "anty-flow" innej niż zupełne wyłączenie się z działania. Przykładowo sesja relaksacji w czwartek była dla mnie strasznie zamulająca, miałem silne poczucie, że próba wkręcenia się w nią na zasadzie "przekonywania samego siebie" do znalezienis czegoś fajnego powoduje powstanie pętli ujemnego sprzężenia zwrotnego (mam na szyi pętlę -> próbuję się z niej wyszarpnąć -> pętla zaciska się jescze bardziej).

Łatwo się zniechęcam, zwłaszcza w sytuacji jak np. wspomniana sesja, kiedy wiadomo, że z zewnątrz nie przyjdzie żaden niespodziewany impuls mogący stanowić odskocznię do nagłego wejścia w inny stan.

cdn.

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

[archiwum] Ela mome tekst plus mp3 plus gadanie 31.10.2017

[KP] zamiast zamknięcia

[MiK] Podsumowanie