[MaK] Moje pomysły na pracę
[Marcin Kotowski]
(na podstawie maila do PF)
(na podstawie maila do PF)
* Praca nad wychodzeniem ze schematów
Są ćwiczenia służące explicite wyrzyganiu własnych klisz i schematów, np. "zmiana / treser", ale zazwyczaj trwały one dość krótko - ćwiczenie tak naprawdę zaczyna się na serio dopiero w punkcie silnego zmęczenia, czyli może po 5-10 min., w punkcie "ja już naprawdę nie mogę!!!" - ale do niego dochodziliśmy na warsztatach dość rzadko (w moim odczuciu). Poza tym w "zmianie" działanie jest oderwane od jakiegokolwiek kontekstu, a zazwyczaj improwizacja jest w relacji do czegoś - otoczenia, drugiej osoby - i w związanej z tą relacją reaktywności najczęściej objawiają się schematy. Chodzi o mi o obserwacje typu "w przestrzeń zawsze wchodzę niepewnie / gwałtownie / poszukująco", "na intensywną obecność innego zazwyczaj reaguję wycofaniem / agresją / przytuleniem / konfliktem", "mam tendencję do brania impulsów z brzucha / kanału wzrokowego / pozostawania na tym samym poziomie / ...". Trudno to wyłowić z pojedynczej improwizacji, ale np. po obejrzeniu kilku / kilkunastu duetów (czy innych form) dałoby się pewnie każdemu dać jakiś feedback zawierający przynajmniej sugestie, gdzie mogą tkwić utarte nawyki danej osoby. Wydaje mi się, że bez explicite danego feedbacku trudno jest świadomie te nawyki przekraczać. Potem mogę sobie zadać pytanie: "Skoro mam taki nawyk, to czemu on służy? Czy to tylko nieświadomie powtarzany wzorzec, czy też ma mnie przed czymś chronić? Przed dyskomfortem, zbytnim puszczeniem, głębszym emocjonalnym bólem?" itd.
Fajnie byłoby też kiedyś spróbować hardcore'u w rodzaju "ćwiczenie <<nie wiem>> przez 30 min., z kilkoma osobami w przestrzeni" (z tego, co pamiętam, na grudniowej 2016 ostatniego dnia robiliśmy to przy 2 osobach na raz w przestrzeni i było mocno). Dla mnie jest OK zakończyć próbę na dany dzień po pół godziny, jeśli ludzie padną z wyczerpania, o ile tylko coś się przekroczy w ten sposób (ew. stwierdzi, że to nie ma sensu, bo się tylko wywala energię do niczego nie dochodząc).
* Praca procesowa
Ciekawe wydaje mi się zrobienie miejsca na "elementy procesowe", tzn. rozmowy o tym, że komuś coś nie podoba, i wykorzystanie tego jako materiału do dalszej pracy. Np. "uczestnik X wkurzył mnie w czasie duetu ze mną, bo coś tam", "sposób, w jaki coś tam robisz, mnie wycofuje" [i szereg pytań: co na tę osobę projektuję? czy mogłem zareagować inaczej?], konfrontacja z nudą i pustką (np. robimy trwający 2 h duet, po 1/3 czasu paliwo się wyczerpuje i pojawia się nuda, bezsens, "po co ja tu siedzę") itd. Być może to za bardzo wejdzie w terapię, ale wydaje mi się, że jeśli będzie wzajemne zaufanie, żeby takie rzeczy choć częściowo wyrzucać i obrabiać, to może być wartościowe.
* Pogłębienie ćwiczeń, praca nad techniką
Bardzo duże wrażenie zrobiło na mnie, jak zacząłem rok temu czytać o "Art as Vehicle" i pracy w Pontederze, a zaraz potem trafiłem do Borowskiego na Motions i inne zajęcia. Ten typ pracy - czyli ascetyczna struktura ćwiczona w detalach - dużo mi dał. Borowski jest cholernie wymagający, czasami chaotycznie i bez sensu, i z początku ciągły ochrzan był ciężki, ale widziałem, że np. ćwiczenie "balans przestrzeni" osiągało bardzo wysoką jakość i organiczność. U nas na warsztatach często miałem niedosyt, bo wiele "technicznych ćwiczeń" (np. praca z kijem) można by głębiej i intensywniej robić, żeby był większy challenge - ale nie dla samej trudności, tylko celem obudzenia w nas czegoś, co się budzi dopiero wobec silnego wyzwania. Kiedy _trzeba_ odpuścić głowę, bo inaczej po prostu się nie wyrobi z zadaniem. Jak w boksie, przejście na działanie instynktowne jest możliwe (wręcz konieczne :)), bo jest silny więz "inaczej dostanę po mordzie". Analogicznie z pracą z pieśniami - nigdy właściwie nie poświęcaliśmy na żadną z nich dużo czasu, tymczasem ja mam poczucie, że spokojnie mógłbym spędzić np. 3 spotkania pod rząd pracując nad jedną pieśnią, aż dojdzie się do jakiejś jakości.
Nie wiem, czy to się jakoś przekłada na pracę z flow, bo jednak "free impro flow" i "Pontedera-style praca nad wertykalnością" to trochę co innego, no i Ty też nie jesteś chyba jakimś fanem "stawiania ludziom wymagań" i "yangowej techniczności". W każdym razie mi praca, gdzie uczyłem się konkretnych technicznych rzeczy (kontakt improwizacja, ścianka / boks, Motions, "techniczne" lekcje śpiewu), dużo dały, jeśli chodzi o jakość działania, i wydaje mi się, że bez elementu dużego wyzwania trudno jest przekroczyć własne wzorce i nauczyć się nowych. Nie chodzi mi o naukę akrobacji, raczej może są jakieś ćwiczenia (albo praca z pieśniami itp.), które rozwijałyby uważność, reaktywność itd. w sposób precyzyjny i wymagający, i można by część czasu poświęcić na taką pracę?
To jest dla mnie jeszcze temat do przemyślenia, bo nie wiem, na ile 10 h pracy nad jedną pieśnią przybliżyłoby nas do jakiegoś flow i puszczenia, a na ile byłoby mechanicznym treningiem - ale wydaje mi się, że im lepsza technika i precyzja, tym głębszych pokładów "śniącego ciała" da się sięgnąć, jak się już we flow wejdzie. Może po prostu fajnie byłoby mieć jakiś balans "pracy" (gdzie "dbamy o jakość i precyzję") i "zabawy" (be zobowiązań). Co myślisz?
* Rola struktury we flow
Z powodów j.w. zazwyczaj podobają mi się formy, gdzie jest jakoś określone "zadanie" albo struktura (jak w akwarium). W ten sposób łatwiej siebie przekraczać (bo zostawieni "bez wymagań" często nieświadomie wybieramy to, co znane i wygodne - improwizacja często jest bardziej schematyczna od wąskiego ćwiczenia). A także mózg zajęty konkretnym zadaniem ma mniej zasobów na wpieprzanie się w strumień (analogia - w wydobyciu pełnego głosu pomaga równoczesne robienie trudnej fizycznie rzeczy, bo mniej mózgu zostaje na kontrolowanie siebie i głosu).
* Osobiste trudności
Chciałbym też te zajęcia wykorzystać do zmierzenia się z własnymi trudnościami w improwizacji. Wyżej dużo piszę o "strukturze", "technice" itd. - jak wiesz, jedną z bardziej kłopotliwych form dla mnie jest "sen", ze względu na chaos, nadmiar bodźców, wysokie wymaganie energii na wejściu (brak strukturalnych podpórek, po których można się wspiąć do bardziej intensywnego stanu, brak remedium na "kurde, nie wiem, co robić", jakie dają ćwiczenia z konkretnymi założeniami i zadaniem), no i niestety od wczesnej szkoły mam uraz do nieustrukturyzowanego działania wobec grupy, co mnie alienuje często w takich sytuacjach :( Do tego presja "konkurowania o uwagę innych ze swoimi pomysłami" etc. Może to też jest coś do przepracowania w trybie "procesowym", o jakim piszę wyżej? Jest trochę innych trudnych rzeczy, ale to może przy okazji konkretnych sytuacji wyjdzie.
Komentarze
Prześlij komentarz