[ISz] Tydzień drugi, czyli PARTNEROWANIE

Dzisiaj nie mam roboczych notatek z przemyśleń po ostatnich próbach.
Notes wprawdzie odnalazłam, ale nie zdołałam go użyć. Mam za to dostęp do komputera! Co za luksus...

Zrobiłam dla Was kilka zdjęć z książki Mindella Dreaming while awake. Znalazłam ją w piątek, spiesząc się do gabinetu na spotkanie z nowym kandydatem do terapii i szukając zupełnie innej pozycji tego autora, której zresztą nie mam. Bo zastanawiałam się, w jaki sposób to, nad czym pracujemy na próbach, jest niepodobne do metod psychologii procesu, nawet jeśli w warstwie wyjaśniającej posługujemy się zbliżoną metaforą taoistycznego przepływu.

https://drive.google.com/LaoTsy

Moje osobiste odkrycia związane z pracą dotyczyły partnerowania i działania w parze. Mam własne zrozumienie flow jako swobodnego przepływu, możliwego dzięki pewnego rodzaju medytacji ruchowej? szczególnemu stanowi świadomości, w którym nie ma oddzielnego ja i oddzielnego ty, bo dotykamy takiej warstwy doświadczenia, w której oboje jesteśmy splątani. I nawet jeśli świadomie wyrażam siebie, i ty wyrażasz siebie, to na dnie tego jest wspólny sen, który nami kieruje. O ile pozwolimy mu się wydarzyć, oddamy mu do dyspozycji nasze ciała i głosy.
Gdy mój umysł przebywa w warstwie indywidualnych celów i chceń, a ciałem i głosem kieruje moja wola, żeby coś zrobić lub nie zrobić, zmienić, zaingerować, stworzyć coś nowego z poczucia nudy, albo narzucić sobie jakieś zasady, ograniczenia - to wspólny sen może się nie wydarzyć. Wydarzy się chaos. I próby pokonania go - przez walkę lub dopasowanie. Czasem bardzo kreatywne, pod warunkiem, że jest jasne, kto kogo prowadzi... dlatego tak mnie męczą ćwiczenia typu "gest za gest", w których trzeba utrzymać bezruch i wytężoną uwagę ciała jednocześnie, poczekać na koniec ruchu partnera, nie dołączać do niego, choć impuls do tego już się we mnie pojawił...
We wtorek mieliśmy ćwiczenie w parze, które się nie udało i właśnie dlatego doprowadziło mnie do przemyśleń nad partnerowaniem i do tego odkrycia. To było mówienie do siebie równocześnie ze swojego snu. Nic, poza chaosem, się tam dla mnie nie wydarzyło, ale nie był to czas stracony. Przeczytałam wpis Michała i to też pomogło mi się dookreślić.

Odkrycie drugie kiełkuje niejasno wokół kolejnych ćwiczeń-kroków na śnienie swojego snu i wyrażanie go wobec partnera. Mam na razie więcej pytań niż odpowiedzi.

Sesja hipnotyczna z Edytą to była winda, która przeniosła mnie głęboko w dół, na poziomy (piętra) dotychczas nieodwiedzane. To jasne, że świadomość się broni, skupiając na przeszkodach zewnętrznych (dla mnie dźwięk trzeszczącej podłogi), ale mam jednak spore doświadczenie w odsuwaniu uwagi od takich zakłóceń, nie koncentrowaniu się na nich. Sporym zaskoczeniem było to, że przeszkoda może pojawić się wewnątrz, w formie obrony przed usłyszeniem i zobaczeniem czegoś. Dla mnie to było jak wyłączenie świadomości, urwany film. Bardzo głęboka forma psychicznej dysocjacji. Mam dużą łatwość dysocjowania świadomości, prawdopodobnie jest to rezultat traumatycznego przeżycia sprzed wielu lat. Ta sesja głęboko mnie oczyściła i obudziła ciekawość. Chęć spojrzenia w oczy swojemu największemu wewnętrznemu wrogowi, którego starannie wyparłam z pamięci.
Odnalazłam w internecie streszczenie filmu Chinatown i dowiedziałam się, co się wydarzyło w czasie, który zawsze przesypiałam podczas oglądania go. Odkrycie tego było zaskakujące. I bardzo pomocne.

Czytam wszystkie wasze wpisy. Dużo czuję, choć nie śmiem komentować. Po raz pierwszy odważyłam się pod wpisem Hunga. To był jakiś przełom, złamanie niepisanej zasady, że się nie ujawniamy w tle, gdy działa (pisze) ktoś inny, tylko kumulujemy przeżycia i dajemy im głos we własnych wpisach.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

[archiwum] Ela mome tekst plus mp3 plus gadanie 31.10.2017

[KP] zamiast zamknięcia

[MiK] Podsumowanie