[MaK] Po próbach 31.X i 2.XI
[Marcin Kotowski]
Kiedy jestem zmęczony (niestety często, źle śpię), w utrzymaniu energii i uwagi pomagają mi ćwiczenia techniczne, zadaniowe. We wtorek dużą część swobodnej improwizacji mało działałem, bo napęd był u mnie uśpiony, nie potrafiłem się wygrzebać.
Podobało mi się ćwiczenie z nurkowaniem głową do tyłu i feedback po ćwiczeniu. Prawdziwe puszczenie się w coś ryzykownego, bez podświadomej asekuracji, jest przyjemne.
W ćwiczeniu ze strumieniem świadomości szukać ciemniejszej energii, oporu, głębi emocjonalnej. Więcej oporu ze strony partnera (ruchem? słowem?), mniej komfortu leniwego snucia obrazów. Niech od tych słów coś zależy (podporządkowanie się manipulacjom partnera moim ciałem?). Wyobraź sobie, że pod wypowiadanym bez zobowiązań słowami i plamami, drzemie ciemne jądro. Słowa stają jak siekiera, którą kieruje ktoś poza Tobą, a której nie jesteś w stanie odrzucić z rąk, musisz mówić dalej. Szukać opowieści, która sama sobie zaprzecza i sama siebie niszczy, zjada (nie na poziomie "faktów", na poziomie istotnego odczuwanego sensu).
Analog ćwiczenia "zmiana" dla tekstu? W komediowej impro teatralnej jest ćwiczenie "coś innego", kiedy po usłyszeniu tej komendy aktor musi zastąpić właśnie wypowiedzianą kwestię inną, czasem wiele razy pod rząd ("Spotkaliśmy się w... tramwaju. - Coś innego! - W kościele. - Coś innego! - W bazie na Księżycu. - Coś innego! - W ogóle się nie spotkaliśmy, bo..." itd.)
Propozycja działania: działanie fizyczne solo lub grupowe z trzymaną non stop pieśnią. Mieć dzięki temu linę łączącą z bardziej zwartą, wydestylowaną energią, po której można wrócić, zaczepić się, jeśli chaos swobodnej improwizacji okaże się zbyt rozproszony, osłabiający. Mieć stale narzędzie do połączenia z innymi na jakimś bazowym poziomie, pewniejszym niż efemeryczne kontakty "snu".
Improwizacja zbiorowa bez reguł jest dla mnie często "studium samotności". Nie czuję "wspólnego wszystkim beatu", do którego można by się dołączyć na linii ja-wszyscy, nie ma dla mnie wyraźnej globalnej jakości innej niż "każdy robi swoje". A na linii 1-1 kontakt zawsze efemeryczne, rwane. W akwarium, w zadaniach mam z ludźmi "wspólne założenia", co pozwala czerpać od nich energię, wymieniać się nią, wzmacniać. Bez tego jest osłabianie, dyssypacja.
Zadania dla siebie: popracować nad melodyjnością słów (w ćwiczeniach werbalnych). Może zrezygnować częściowo z płynności strumienia na rzecz większej uwagi ku temu, jak mówię, czy jest to mechaniczne staccato (za blisko mojego zwykłego sposobu mówienia), czy jest w tym jakaś melodia.
Kiedy jestem zmęczony (niestety często, źle śpię), w utrzymaniu energii i uwagi pomagają mi ćwiczenia techniczne, zadaniowe. We wtorek dużą część swobodnej improwizacji mało działałem, bo napęd był u mnie uśpiony, nie potrafiłem się wygrzebać.
Podobało mi się ćwiczenie z nurkowaniem głową do tyłu i feedback po ćwiczeniu. Prawdziwe puszczenie się w coś ryzykownego, bez podświadomej asekuracji, jest przyjemne.
W ćwiczeniu ze strumieniem świadomości szukać ciemniejszej energii, oporu, głębi emocjonalnej. Więcej oporu ze strony partnera (ruchem? słowem?), mniej komfortu leniwego snucia obrazów. Niech od tych słów coś zależy (podporządkowanie się manipulacjom partnera moim ciałem?). Wyobraź sobie, że pod wypowiadanym bez zobowiązań słowami i plamami, drzemie ciemne jądro. Słowa stają jak siekiera, którą kieruje ktoś poza Tobą, a której nie jesteś w stanie odrzucić z rąk, musisz mówić dalej. Szukać opowieści, która sama sobie zaprzecza i sama siebie niszczy, zjada (nie na poziomie "faktów", na poziomie istotnego odczuwanego sensu).
Analog ćwiczenia "zmiana" dla tekstu? W komediowej impro teatralnej jest ćwiczenie "coś innego", kiedy po usłyszeniu tej komendy aktor musi zastąpić właśnie wypowiedzianą kwestię inną, czasem wiele razy pod rząd ("Spotkaliśmy się w... tramwaju. - Coś innego! - W kościele. - Coś innego! - W bazie na Księżycu. - Coś innego! - W ogóle się nie spotkaliśmy, bo..." itd.)
Propozycja działania: działanie fizyczne solo lub grupowe z trzymaną non stop pieśnią. Mieć dzięki temu linę łączącą z bardziej zwartą, wydestylowaną energią, po której można wrócić, zaczepić się, jeśli chaos swobodnej improwizacji okaże się zbyt rozproszony, osłabiający. Mieć stale narzędzie do połączenia z innymi na jakimś bazowym poziomie, pewniejszym niż efemeryczne kontakty "snu".
Improwizacja zbiorowa bez reguł jest dla mnie często "studium samotności". Nie czuję "wspólnego wszystkim beatu", do którego można by się dołączyć na linii ja-wszyscy, nie ma dla mnie wyraźnej globalnej jakości innej niż "każdy robi swoje". A na linii 1-1 kontakt zawsze efemeryczne, rwane. W akwarium, w zadaniach mam z ludźmi "wspólne założenia", co pozwala czerpać od nich energię, wymieniać się nią, wzmacniać. Bez tego jest osłabianie, dyssypacja.
Zadania dla siebie: popracować nad melodyjnością słów (w ćwiczeniach werbalnych). Może zrezygnować częściowo z płynności strumienia na rzecz większej uwagi ku temu, jak mówię, czy jest to mechaniczne staccato (za blisko mojego zwykłego sposobu mówienia), czy jest w tym jakaś melodia.
Komentarze
Prześlij komentarz