[MiK] Obserwacje po ostatnich próbach
* Bardzo pomocny był zabieg z komentowaniem własnych działań na głos. Wydaje mi się, że działają tu dwa mechanizmy: proces "wewnętrznego komentatora" zostaje tu uzewnętrzniony, przez co łatwiej jest myślowo odkleić się od niego i nie skupiać na tym uwagi; do tego opisywanie swoich działań w trzeciej osobie, jakby było się pionkiem na planszy, jest nieco absurdalne czy komiczne, i ten komizm niejako "dekonstruuje" czy wywleka na wierzch bezcelowość takiego werbalnego (nawet jeśli tylko pomyślanego) komentarza, nazywania, przez co łatwiej się od tego procesu zdystansować.
* Praca indywidualna (myślę tu głównie o działaniu z Marcinem, przy improwizacji Ilony po jakimś czasie odpłynąłem i nie mam takich wyraźnych obserwacji) była niezwykle ciekawa i chyba ważna. Trudno mi jest streścić wszystkie wrażenia z tym związane, przypominają mi się teraz dwa takie istotne szczegóły:
- po początkowej fazowej działania Piotr powiedział coś typu "On myśli, że już skończył, ale tak naprawdę dopiero zaczyna działać" - taka zewnętrzna interwencja pozwalająca się wybić z opowiadanych sobie narracji jest bardzo uwalniająca, i współgra mi ze wspomnieniem różnych improwizacji, kiedy to najlepszym momentem okazuje się być wcale nie "danie główne", tylko coś, co wydarzyło się przed lub po punkcie kulminacyjnym jak gdyby przy okazji (np. w trakcie impro na ringu najlepsza, najbardziej swobodna energia była chyba po ostatniej rundzie, kiedy położyliśmy się na środku)
- przez to, że odbywająca się praca jest w pewnym sensie "techniczna" i wszystko jest wywalone na wierzch, to znika taka pokusa (którą ja przynajmniej czasem czuję, ale wydaje mi się, że jest bardziej powszechna), żeby "starać się" robić rzeczy "głębokie" i "poważne"; improwizacja jest nieco "brudna" i "kanciasta", i przez to mogą się w niej dziać nieoczekiwane rzeczy (w odróżnieniu od schematów typu "ruszam się powoli i z namaszczeniem", "obowiązuje skupiona i poważna twarz" itp.)
* Praca indywidualna (myślę tu głównie o działaniu z Marcinem, przy improwizacji Ilony po jakimś czasie odpłynąłem i nie mam takich wyraźnych obserwacji) była niezwykle ciekawa i chyba ważna. Trudno mi jest streścić wszystkie wrażenia z tym związane, przypominają mi się teraz dwa takie istotne szczegóły:
- po początkowej fazowej działania Piotr powiedział coś typu "On myśli, że już skończył, ale tak naprawdę dopiero zaczyna działać" - taka zewnętrzna interwencja pozwalająca się wybić z opowiadanych sobie narracji jest bardzo uwalniająca, i współgra mi ze wspomnieniem różnych improwizacji, kiedy to najlepszym momentem okazuje się być wcale nie "danie główne", tylko coś, co wydarzyło się przed lub po punkcie kulminacyjnym jak gdyby przy okazji (np. w trakcie impro na ringu najlepsza, najbardziej swobodna energia była chyba po ostatniej rundzie, kiedy położyliśmy się na środku)
- przez to, że odbywająca się praca jest w pewnym sensie "techniczna" i wszystko jest wywalone na wierzch, to znika taka pokusa (którą ja przynajmniej czasem czuję, ale wydaje mi się, że jest bardziej powszechna), żeby "starać się" robić rzeczy "głębokie" i "poważne"; improwizacja jest nieco "brudna" i "kanciasta", i przez to mogą się w niej dziać nieoczekiwane rzeczy (w odróżnieniu od schematów typu "ruszam się powoli i z namaszczeniem", "obowiązuje skupiona i poważna twarz" itp.)
Komentarze
Prześlij komentarz