[ISz] Uwagi o progu w psychologii procesu

Btw, tekst Michała Dudy. Usiłuję czytać w pociągu, gdzie internet szwankuje i nie mogę ściągnąć artykułu na swój dysk, tylko biorę z linku.

Dla mnie to powtórka wiedzy już ugruntowanej (ukończyłam niegdyś szkolenie z psychologii procesu Mindella). A "próg" to jedno z najbardziej podstawowych pojęć w pracy z procesem. Takie, które musisz mieć wpojone do systemu, zanim zaczniesz cokolwiek innego.

O ile się zorientowałam, ten artykuł stanowi bardzo praktyczne, wyczerpujące opracowanie tematyki progu od strony terapeutycznej "kuchni". Dla osób z naszej grupy, nie będących terapeutami, wystarczyłaby pierwsza strona 😋, która wprowadza w sens pojęcia.

Intuicyjnie wyczuwam, że wrzucając ten tekst, chodzi Ci o to, iż praca z procesem płynie gładko aż do momentu napotkania progu i wtedy jakby się zatrzymywała lub dostawała czkawki. Proces zatrzymuje się, przeskakuje, albo wpada w dygot. Traci płynność. (Dzieje się to spontanicznie, nie jest wymuszane wolą osoby uczestniczącej w procesie).

Można to sobie wyobrazić tak, że zachowanie osoby podczas sesji terapeutycznej jest sterowane przez kilka różnych centrów decyzyjnych, ale "ja" podmiotu nie zdaje sobie z tego sprawy. A próg jest tym miejscem, gdzie ja dotyka czegoś innego, co niezależnie od niego kieruje zachowaniem i przeżywaniem podmiotu.
Może się to odbywać werbalnie, ale jest też widoczne w ekspresji ruchowej na przykład. Widać to zapewne w takiej pracy jak nasza, która w dużej mierze odbywa się w kanale ruchu (kinestetycznym), choć nie przebiega ona ściśle wedle założeń terapeutycznych Mindella.

Próg jest granicą, na której doświadczamy, że oprócz nas jest tam coś jeszcze. Jakieś "to", które od nas nie zależy i pozostaje w ukryciu.
Próg jest najbardziej niejasnym doświadczeniem tego. Miejscem, w którym nie da się pozostać, bo jest bardzo niewygodne psychicznie.

Wbrew pozorom - nie chodzi o taki próg-przeszkodę, która stawia opór i trzeba z nią walczyć, pokonywać siłą. Zupełnie nie.

Fajne jest to, że da się ją, tę krawędź, przesuwać. Albo przeskoczyć na drugą stronę i zobaczyć, jak tam jest, tam, gdzie już nie jestem mną, gdzie mnie nie ma.

Gdybym ja tłumaczyła Mindella, wybrałabym raczej słowo "krawędź". (W oryginale "edge".)
Bo to jest o byciu na krawędzi.
Gdzie nie da się dłużej pozostawać.
I myślisz, że zaraz zlecisz w przepaść.
O tym to jest.

https://drive.google.com/edge

Komentarze

  1. Ilona, to Twój wpis? Bo brakuje inicjału.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chodzi mi też o to, że może przekraczamy progi w działaniu improwizowanym i nie wiemy o tym i nie musimy wiedzieć. Coś w działaniu integruje się samo. Tao.

      Usuń
    2. Tak. To właśnie się dzieje, bo - w tej terminologii - proces wtórny łatwo się amplifikuje w kanale niezajętym. A wtedy samorzutnie się rozwija, a nawet domyka. W tym momencie potrzebujemy współpracy ze strony procesu pierwotnego, który może się, niestety, od tego odciąć, odbudowując stary próg i twierdząc np., że to była taka fajna, oczyszczająca zabawa, a życie toczy się dalej i teraz trzeba po dawnym jechać do studentów, kursantów, pacjentów albo po dzieci do przedszkola...

      Usuń
  3. Akurat Mindell sporo czerpał z taoizmu, stąd lepiej o tym poczytać u niego bezpośrednio. Niestety, nie mam własnej River's Way, ale szukam, szukam...

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

[archiwum] Ela mome tekst plus mp3 plus gadanie 31.10.2017

[KP] zamiast zamknięcia

[MiK] Podsumowanie