[MiK] Podsumowanie

Nie mam w tej chwili weny na bardzo obszerne wypracowanie, więc napiszę tylko o paru głównych wątkach.

Projekt kończę z ambiwalentnymi odczuciami. Było dla mnie trochę momentów wartościowych, cennych (niektóre z nich wymieniam na końcu), na pewno coś odkryłem, ale trudno mi nie myśleć, że coś nie do końca "wyszło". Probierzem wkręcenia w jakieś zdarzenie życiowe, sytuację, bycie w jakimś miejscu jest dla mnie często chęć fotografowania, tutaj jakoś nie miałem za bardzo napalenia na to, żeby wyciągać aparat (pomijając trudności techniczne z robieniem zdjeć, jak się samemu jest działającym), i konstatuję to z pewnym smutkiem czy niedosytem.

Wydaje mi się, że głównym składnikiem, którego brakowało w projekcie, jest jakiegoś rodzaju struktura czy dyscyplina pracy. W zasadzie na każdych zajęciach zaczynaliśmy "od zera", eksplorując różne wątki i ćwiczenia, czasem jakieś motywy (jak "opowiadanie snu") przewijały się trochę dłużej, ale nie miałem poczucia, że w trakcie pracy wykuwamy coś, z czego możemy potem korzystać i używać jako odskoczni do dalszych poszukiwań (na zasadzie "to i to wiemy, że nie działa, to i tamto wydaje się obiecujące, więc w tym tygodniu pracujemy głównie nad tym"). Mam poczucie, że przy ciągłym eksplorowaniu "wszerz" trudno jest dojść do własnych granic i zacząć naprawdę coś zmieniać - po naszych zajęciach widzę, jak dużo czasu zajmuje "wyrzygiwanie banałów", przechodzenie przez szybko wypalające się schematy działań (takie z gatunku "ktoś wchodzi do akwarium, pełznie, potem krzyczy, potem się z kimś mocuje, ktoś komu pomaga wstać trzymając za rękę" itd.), po oczyszczeniu się z których dopiero można budować coś nowego.

Nie wiem, czy w przypadku takiego projektu można mówić o choćby krótkoterminowym "celu", ale istnieją może mechanizmy pozwalające w jakimś sensie sprawdzać, czy idziemy "w dobrym kierunku" - np. można by na koniec każdych zajęć robić akwarium, żeby sprawdzać, jak różnego rodzaju ćwiczenia wpływają na charakter i jakość energii w improwizacji (trochę tego robiliśmy, ale bardziej pod koniec projektu i też nie jakoś konsekwentnie).

Trochę rozbija się to wszystko o czas trwania projektu - dwa razy w tygodniu to jednak za mało, żeby naprawdę "żyć tym" także poza zajęciami, uczynić z projektu jeden z głównych wątków życia, a nie jedynie zajęcia, na które "się wpada". Przy którymś ćwiczeniu fizycznym, bodajże z puszczaniem głowy i padaniem do tyłu, Piotr powiedział, że nie będziemy dużo pracować nad kwestiami technicznymi, bo nie ma na to czasu - i mam wrażenie, że dwa miesiące po dwa razy w tygodniu to za mało, żeby dogłębnie coś zbadać, zgłębić, a za długo, żeby dało się jechać na samej energii robienia czegoś nowego. Za lajtowo.

Akurat mniej więcej w tym samym czasie, co w "Pracy z flow", brałem udział w przygotowywaniu spektaklu z Piotrem Borowskim w Studium Teatralnym. Wprawdzie zważywszy na charakter, jaki ma praca z Borowskim, były to trochę jaja ;), ale w każdym razie zdarzało się, że mieliśmy w tygodniu np. 3 próby pełne intensywnej pracy - niby nieduża różnica, ale jednak więcej czułem poweru i wkręcenia we wspólne budowanie czegoś (plus oczywiście fakt, że był bardzo jasno określony cel, to na pewno ułatwia skoncentrowanie sił zamiast rozpraszania).

Z może drobniejszych, ale też jakoś istotnych rzeczy - nie odpowiadała mi godzina zajęć (za wczesna, często przychodziłem jeszcze na wpół senny, mi się zawsze działa lepiej wieczorem, i wydaje mi się, że wieczór też sprzyja "ciemniejszej", poważniejszej, bardziej niecodziennej atmosferze) oraz zbyt rozbabrana, lużna atmosfera. Nie jesteśmy w teatrze Grotowskiego, żeby trzymać jakąś morderczą dyscyplinę, ale częsta "kawiarnia" na sali, klepanie się po tyłkach, spóźnienia, nieobecności itp. utrudniały mi wkręcenie się w poczucie, że razem robimy coś istotnego, w co warto włożyć 100% energii i koncentracji.

Żeby nie było, że tylko marudzę ;), na koniec parę słów o najfajniejszych moim zdaniem momentach w projekcie. Fajnie, że Piotr bardzo serio potraktował pisemny feedback z cyklu "czego oczekuję od projektu" i późniejszy, dzięki czemu poświęciliśmy np. trochę czasu na pracę ze słowem. Z różnych ćwiczeń najbardziej zapadły w pamięć:

* Praca indywidualna (z Marcinem i z Iloną, później chyba była jeszcze z kimś, ale mniej wyraźnie to pamiętam), tu jest chyba baaardzo duże pole do eksploracji

* Jedno z końcowych dość długich akwariów (to, gdzie w międzyczasie powstałe drugie mikroakwarium), działo się tam trochę rzeczy naprawdę fajnych, i czułem, że przy takim uwolnieniu energii projekt się tak naprawdę dopiero jakby zaczyna

* Improwizacja wokalna na bazie "Ela mome" (i ogólnie wszelkie ćwiczenia głosowe)

* Rozgrzewka z rzucaniem workiem i zajawką o Messim ;) - takie zadanio-ćwiczenia, gdzie pracuje się z konkretną jakością działania, wydają mi się megawartościowe, i bardzo szybko podnoszące poziom koncentracji i energii

* Rozgrzewki przy muzyce (szkoda, że nie pojawiły się wcześniej)

* Opowiadanie historii z początków projektu

Dzięki, do zobaczenia być może przy jakiejś następnej okazji!

P.S. Nie mogłem być na końcowej rozmowie, dziękuję za nagranie i fajną dyskusję :).

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

[PF] Płomyczek

[KK] Tekst puszczony (praca domowa z 2.11)

[MiK] Obserwacje po ostatnich próbach