[KP] zamiast zamknięcia
[KP]
Jakoś mi to podsumowanie nie pasuje. Mam poczucie, że za dużo mnie ominęło, kiedy nie mogłam z Wami być. Mam poczucie, że za mało z tego co pojawiało mi się jako feedback po spotkaniach udało mi się zapisać, nie mówiąc o opublikowaniu. A mam taką potrzebę i czuję, że to wisi nade mną. Gorzej jeszcze, kiedy czytam o Waszych odczuciach po całym 'kursie' i zupełnie, ale to zupełnie nie utożsamiam się z tymi uczuciami. Zwłaszcza z narastającym spadkiem energii, o którym mówicie / piszecie. Zdecydowanie za mało dla mnie czasu było. Te dwa miesiące skończyły się zaraz po starcie właściwie. (Co nie zmienia faktu, że łatwiej je i lepiej było z tym flow z tyłu głowy przeżyć). Więc z tym uczuciem, że oto TO się zaczęło właśnie, wcale nie chcę kończyć i produkować podsumowania (żadnego!). I co o tym pomyślę, to mnie to wkurza. No bo jak to, tyle w tych spotkaniach potencjału jest - było... Nie udało mi się tak zadziałać, żeby czuć jakieś znudzenie, wypalenie czy opadanie, za to frustracja nie możliwości wyżycia się w te dwa miesiące uwiera. I trochę, się o to na Was obrażam, że tak siedzicie i mędzicie papierowo - blogowo - i czekacie na objawienie, zamiast się jarać w środku. Bo jest z czego. Bo był ogień, był dym i popiół i nawet jakieć gazy też były. A wszystko to naprawdę fantastyczne i nie powtarzalne. Jeszcze lepsze bez systemu, bez celu nawet, bez oczekiwań. W tym chaosie. W tym towarzystwie właśnie. W tej obecności.
Jakoś mi to podsumowanie nie pasuje. Mam poczucie, że za dużo mnie ominęło, kiedy nie mogłam z Wami być. Mam poczucie, że za mało z tego co pojawiało mi się jako feedback po spotkaniach udało mi się zapisać, nie mówiąc o opublikowaniu. A mam taką potrzebę i czuję, że to wisi nade mną. Gorzej jeszcze, kiedy czytam o Waszych odczuciach po całym 'kursie' i zupełnie, ale to zupełnie nie utożsamiam się z tymi uczuciami. Zwłaszcza z narastającym spadkiem energii, o którym mówicie / piszecie. Zdecydowanie za mało dla mnie czasu było. Te dwa miesiące skończyły się zaraz po starcie właściwie. (Co nie zmienia faktu, że łatwiej je i lepiej było z tym flow z tyłu głowy przeżyć). Więc z tym uczuciem, że oto TO się zaczęło właśnie, wcale nie chcę kończyć i produkować podsumowania (żadnego!). I co o tym pomyślę, to mnie to wkurza. No bo jak to, tyle w tych spotkaniach potencjału jest - było... Nie udało mi się tak zadziałać, żeby czuć jakieś znudzenie, wypalenie czy opadanie, za to frustracja nie możliwości wyżycia się w te dwa miesiące uwiera. I trochę, się o to na Was obrażam, że tak siedzicie i mędzicie papierowo - blogowo - i czekacie na objawienie, zamiast się jarać w środku. Bo jest z czego. Bo był ogień, był dym i popiół i nawet jakieć gazy też były. A wszystko to naprawdę fantastyczne i nie powtarzalne. Jeszcze lepsze bez systemu, bez celu nawet, bez oczekiwań. W tym chaosie. W tym towarzystwie właśnie. W tej obecności.
Ogień, dym, popiół i gazy... Świetne!!!
OdpowiedzUsuńUmieram z ciekawości, co by się wydarzyło, gdybyśmy tak nagle spotkali się wszyscy po przerwie na intensywnym, wielogodzinnym procesie o nieokreślonej strukturze. Z tym, co przynosimy (ogień, gazy, popiół dym...)
Bez umawiania się, co będziemy robili i czy w ogóle będziemy coś robili.
Tak jak w tym ostatnim akwarium, które spontanicznie przeniosło się poza teren wyznaczony i zbudowało alternatywną przestrzeń nowego akwarium... Bo widocznie ważne było, gdzie i w jaki sposób sobie tę świętą przestrzeń zbudujemy tak, by była nasza i prawdziwa.